Sandomierz i ojciec Mateusz.

Sandomierz – jedno z moich ulubionych miasteczek, do którego co jakiś czas powracam. Ojciec Mateusz? To tylko mała ironia w tytule chociaż popularny serial nawet sympatyczny. Pierwsza niedziela października, piękna pogoda i zakończenie sezonu w urokliwym miasteczku. Żonie i dzieciom obiecałem, że aparatu nie wezmę i jedziemy wyłącznie na odpoczynek. Mały rejs stateczkiem po Wiśle, spacer przez zamek do rynku. I jeszcze coś co szczerze mówiąc przewidywałem. Tłumy ludzi jak na Krupówkach tu i ówdzie rozmawiających, jakżeby inaczej, o ojcu Mateuszu. Kogo obchodzi jakiś tam gotyk, renesans czy późnoromański kościół św. Jakuba nie mówiąc już o synagodze. Ważne, że tą a tą uliczką przejeżdżał polski don Mateo. Miasto oczywiście ma prawo rozwijać się turystycznie i dobrze mu życzę, jeżeli jednak będę chciał w spokoju odpocząć i pofotografować to pozostaje tylko świt. Na tą porę dnia większość ludzi na szczęście jest zbyt leniwych.
Po pysznych lodach i gofrach moim zdaniem nie nadających się do jedzenia odwrót na parking nad Wisłą. Widząc piękne światło „zgubiłem” się, wyciągnąłem ukrywany przed rodziną aparat i uczyniłem tych oto kilka spacerowych zdjęć.

Jeden komentarz do “Sandomierz i ojciec Mateusz.”

  1. Bardzo fajne zdjęcia.
    Kocham to miasteczko. Sandomierz jest tak specyficznie klimatyczny, że przyciąga chyba każdego.
    PS. Bardzo fajny i ciekawy blog. Przeglądam właśnie wpisy. Dodaję do zakładek i pozdrawiam gorąco. Będę tu gościć 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *