Jadąc w Bieszczady byłem świadomy zupełnie niefotograficznej aury, dlatego też początkowo nie miałem nawet zamiaru zabierać aparatu. Oczywiście nie można tak podchodzić do rzeczy, bo nigdy nie wiadomo co się nam trafi. Rozglądanie się co by tu sfotografować weszło mi w krew, tak więc prowadząc auto wypatrywałem jakiegoś motywu zwłaszcza, że złapał przymrozek z pięknymi kryształkami lodu i akurat dniało. Trochę nie miałem komfortu musząc liczyć na cierpliwość moich pasażerów, bo co i rusz zatrzymywałem się dając zaraz wsteczny. Oto kilka fotek zrobionych niedaleko od szosy.